| 
					
						 O Jasiu i nauczycielach  Zaczyna się lekcja polskiego...  Pani ubrana w czarną miniówkę mówi do klasy:  - Dziś na lekcje przyjdzie dyrektor. Po czym pani zaczęła pisać coś na tablicy.  Nagle wchodzi dyrektor i siada w ławce zaraz za ławką Jasia.  Pani upuściła kredę a Jasio usłyszał co dyrektor szepcze...  Pani zaraz mówi do Jasia:  - Jasiu, co napisałam na tablicy?  Jasiek niepewnie wstał i powiedział:  ALEEEEE DUUU*AAAAA!  - Jasiu, JEDYNKA!  Wkurzony Jasiek odwrócił się do dyra i powiedział:  No i do cholery jasnej, po co podpowiadałeś!
  Wielki, ogromny, wielopiętrowy supermarket, w którym kupicie wszystko.  Szef przyjmuje do pracy nowego sprzedawcę, dając mu jeden dzień okresu próbnego, żeby go przetestować.  Po zamknięciu wzywa szef nowego sprzedawcę do biura:  - No to ile dziś zrobił pan transakcji? - pyta sprzedawcę.  - Jedną, szefie.  - Co?! Jedną?! Nasi sprzedawcy mają średnio od sześćdziesięciu do siedemdziesięciu transakcji w ciągu dnia! Co pan robił przez cały dzień? A właściwie to ile pan utargował?  - Trzysta osiemdziesiąt tysięcy dolarów.  Szefa zatkało.  - Trzy... sta osiem... dziesiąt tysięcy? Na Boga, co pan sprzedał?  - No, na początku sprzedałem mały haczyk na ryby.  - Haczyk na ryby? Za trzysta osiemdziesiąt tysięcy?  - Potem przekonałem klienta, żeby wziął jeszcze średni i duży haczyk. Następnie przekonałem go, że powinien wziąć jeszcze żyłkę. Sprzedałem mu trzy rodzaje: cienką, średnią i grubą. Wdaliśmy się w rozmowę. Spytałem gdzie będzie łowić. Powiedział, że na Missouri, dwadzieścia mil na północ. W związku z tym sprzedałem mu jeszcze porządną wiatrówkę, nieprzemakalne spodnie i rybackie gumowce, ponieważ tam mocno wieje. Przekonałem go, że na brzegu ryby nie biorą, no i tak poszliśmy wybrać łódź motorową. Spytałem go jakie ma auto i wydusiłem z niego, że dość małe aby odwieźć łódź, w związku z czym sprzedałem mu przyczepę.  - I wszystko to sprzedał pan człowiekowi, który przyszedł sobie kupić jeden, jedyny haczyk na ryby?  - On przyszedł z zamiarem kupienia podpasek dla swojej żony, ale zaproponowałem mu, że skoro w weekend nici z seksu, to może pojechałby przynajmniej na ryby. 
					
  
						
					 |